" Życie jest podróżą, która prowadzi do domu "...


... także naszego, tego który łączy przeszłość z teraźniejszością, len z koronką, misterne hafty z niesfornymi kordonkami...
.. i wreszcie tego, który daje nam siłę, ukojenie, spełnienie marzeń - home about ..

piątek, 7 listopada 2025

"Wracamy nie po to, by być tacy jak dawniej, ale by sprawdzić, kim jesteśmy teraz."

7 komentarze


 To zaskakujące nawet dla mnie, że palce wciąż pamiętają. Dokładnie wiedzą gdzie wstawia się tekst, a gdzie zdjęcia. 
Po trzech latach blogowego niebytu ciężko jest wrócić. Zawsze znajdzie się powód, by jednak aparat zostawić na półce. 
O ile łatwiej jest dokumentować, nie odklejając od dłoni telefonu. A ja? 
Potrzebowałam mobilizacji w sięganiu po aparat bez zobowiązań zawodowych. Jak dawniej, bez presji, wyłącznie dla przyjemności.

 Potrzeba odnalezienia siebie na nowo to wypadkowa trzech naprawdę trudnych lat. Choroba mamy, która zatrzęsła naszym spokojem 
w posadach. Ciężko jest tworzyć bez siły, a długo nie miałam jej wiele. Potrzebny był czas i duuuużo pracy, a ta nad sobą wciąż trwa i chyba nie skończy się prędko. Zmiany, zmiany, choć mąż nadal ten sam :) Jedna Ropuszka daleko, druga już w nowej placówce. 
Czas płynie nieubłaganie i siwych włosów magicznie przybywa. 

Dziś krótko, ale zapraszam po więcej. Postaram się co piątek Was inspirować, a siebie wciąż motywować. Kogoś zaintryguje cytat, ktoś inny zapatrzy się w zdjęcie, znajdzie tu książkę, film a może przepis. Planuję historie - te z życia wzięte i sporo prywaty. W najgorszym wypadku to będzie po prostu pamiętnik. Teksty pisane do przysłowiowej szuflady. 

A żeby nie zostawić Was jednak z niczym, proponuję piosenkę. Aktualnie słucham jej w zapętleniu więc może i Was zauroczy przez weekend..

 


 

Wasza M.


poniedziałek, 4 kwietnia 2022

"Zachwyt. Ulubiona aktywność na wiosnę."

8 komentarze

 

Zdecydowanie wiosną zachwycam się częściej. Cieszą mnie te wszystkie małe listki, bażanty pod domem i moszczące się w naszych lęgowych budkach sikorki. Z ochotą też przeglądam wielkanocne zające i inne dekoracje, których jakoś w tym roku nie nabyłam zbyt wiele. Póki co, jedynie wiszące szklane jajka i te piernikowe, które mąż przywiózł z wizyty w Toruniu ( Iga Sarzyńska to zawsze dobry pomysł! ). W sklepach niestety dużo okazjonalnej tandety, sporo przedmiotów nie do końca w moim guście, zdecydowanie wolę nabywać te ponadczasowe lub z duszą wyszukane na targach perełki.


Co prawda im jestem starsza tym bliżej mi do minimalizmu, zmierzam raczej w kierunku być niż mieć, 
choć czasem, nie powiem, pozwoliłabym sobie chętnie na odrobinę szaleństwa :)
A jak to jest u Was ? Świąteczne drobiazgi już zakupione ? Domowe zbiory odkurzone ?
W razie braku koncepcji zawsze dobrze jest postawić na niezastąpioną naturę. Wierzbowe gałązki, bazie, czy bukiet żonkili świetnie ozdobią i chyba nikomu nie znudzą się zbyt prędko :)



poniedziałek, 28 marca 2022

„Można odejść na zawsze, by stale być blisko…”

2 komentarze

 


Przepisy to jedna z piękniejszych rzeczy, które zostały mi "w spadku" po nieżyjących już niestety przyjaciółkach mamy. Przekochane i silne to były kobiety. Przy każdym spotkaniu uczyły mnie czegoś nowego. Raz podejścia do mężczyzn, innym razem nakładania różu na policzki, pielęgnowania paznokci, czy pieczenia lub gotowania. Smakowałam tych wszystkich pyszności, zgadywałam co która "ciocia" dodała do smaku, słuchałam jaki był ten tajny składnik jej mamy i babci. Tym sposobem i ja zebrałam kilka ulubionych przepisów do swego kajetu, każdy robiłam dla bliskich i przyznam, że nie za każdym razem z tym wymarzonym skutkiem :) Tak było i w przypadku tego piaskowca. Babka piaskowa lub zebra jak Ciocia Ela lubiła go nazywać, była moim znielubionym zakalcem, który wyszedł mi pyszny jedynie raz. Każda kolejna próba kończyła się fiaskiem i diabli jedynie wiedzieli dlaczego. Kilka dni temu przeglądając notesik, trafiłyśmy z córkami na ten właśnie przepis. Każda oblizywała się na samą myśl o tej zwykłej niezwykłej zeberce, do której jakoś przez dłuugi czas nie miałyśmy wielkiego szczęścia. Tak czy inaczej Ropuszorki postanowiły, że zrobią ją same. A nóż się uda. I wyszła ! Krucha, ale nie sucha, pyszniutka dwukolorowa zebra w blaszce do chałki :) Dokładnie taka jaką jadłyśmy u cioci przed laty. Minimum składników i pracy, maksimum smaku. Zróbcie koniecznie. Wierzę, że teraz i Wam się uda :) 

Zdjęcia zrobione w biegu, zanim wygłodniała gromadka pożarła zawartość ceramicznej deseczki w całości :) Najlepiej jeśli upieczecie babkę w cienkiej blaszce, takiej bez bajerów, najzwyklejszej ze sklepu osiedlowego. Myślę, że jej fancy poprzedniczka była przyczyną moich zakalców, ale możliwe, że to jednak talent moich Ropuszek, przyczynił się do tego spektakularnego sukcesu :)))

SKŁADNIKI :

- 4 duże jajka od szczęśliwych kur

- 1 szklanka cukru

- 1 szklanka mąki pszennej

- pół szklanki mąki ziemniaczanej 

- 1 margaryna Palma

- cukier waniliowy (ja w zamian dałam kilka kropelek naturalnego ekstraktu)

- 1 łyżeczka proszku do pieczenia 

- 2 czubate łyżeczki kakao

WYKONANIE :

Jajka ubijamy z cukrem. Margarynę roztapiamy w rondelku zostawiając odrobinę do wysmarowania blaszki. Lekko studzimy. Do ubitych z cukrem jajek dodajemy po kolei dwa rodzaje mąki, roztopioną margarynę, wanilię lub cukier waniliowy i proszek do pieczenia, cały czas delikatnie mieszając. Połowę naszej masy wlewamy do wysmarowanej margaryną i obsypanej bułką tartą blaszki. Do drugiej połowy ciasta dodajemy kakao, robiąc już w blaszce patyczkiem 3 lub 4 sympatyczne esy floresy, tak aby obie masy się troszkę tylko wymieszały. Pieczemy ok 45 minut w temperaturze 170- 180 stopni. 

SMACZNEGO !