Jak co roku listopad i grudzień daje mi tak mocno w kość, że cała magia świątecznych przygotowań uchodzi ze mnie jak powietrze
z pękniętego balonika. Szpitale Julki z coraz to nowymi chorobami przeplatają się cudnie z przeziębieniami Zuli, zawirowaniami zawodowymi i naprawami urządzeń wszelakich.
Jak zawsze z końcem roku żyć mi się dosłownie odechciewa, ale jak na twardzielkę przystało próbuję cieszyć się z nastrojowych lampeczek, które nastolatka każe wyciągać z pudeł już pod koniec października. Oglądam więc adwentowe kalendarze, przeglądam domowe zasoby ozdób, wybieram kolor farby do łazienki. Zazwyczaj znikam też z mediów społecznościowych żeby nie burzyć Wam tej przedświątecznej sielanki. Ale od jakiegoś czasu czuję, że zostawiłam tu serducho. Że właśnie tu czułam się jak ryba w wodzie, kameralnie, z ludźmi, których niekiedy dane mi było poznać w realu, lub z tymi, których obserwuję od lat.
Cóż.. i znów troszkę mi zeszło od ostatniego wpisu :) Jak widać budzę się mniej więcej raz do roku i nie na długo starcza mi zapału. Regularnie też gniewam się na media społecznościowe. Odchodzę, by wracać jak bumerang. Za te kadry ułożone i za te nie, za pomysły ludzi, których mnie akurat brakuje, za lekkie pióro i podróże, doświadczenia i ich brak. Mydło i powidło. W głębi duszy jednak cholernie je lubię. Zawdzięczam im całkiem niemało pięknych znajomości, rad, trzymanych kciuków, realnej pomocy. Kocham te wszystkie mądre kobiety, od których tak wiele się uczę, młode dziewczyny, dzięki którym wciąż chcę się rozwijać. Matki, które są moją codzienną inspiracją i całą masę fotografii, które pielęgnują mój zmysł estetyczny.
Dlatego w nowym roku, choć nie lubię robić postanowień (zawsze życiowy scenariusz wzbogaca mój własny o niesamowite i najmniej spodziewane historie) chciałabym bywać tu częściej.
Oczywiście, że pełna jestem obaw o Wasze zainteresowanie. Czy w dobie ekspertów z dziedzin wszelakich wynurzenia trzydziestodziewięcioletniej Moni jeszcze kogoś zainteresują, ale spróbuję, choćby dla siebie, żeby nie żałować nie postawionego kroku.
Jestem i uśmiecham się do Ciebie, do Was:) U nas dziś piękny bezchmurny wieczór więc mój radosny uśmiech dotrze bez przeszkód.
OdpowiedzUsuńNie lubię mediów społecznościowych choć doceniam ich pozytywy. Jedynym "publicznym" miejscem jest mój blog i to mi w zupełności wystarcza.
Nie żałuj postawionego kroku...
Lubię tu zaglądać... z wielu powodów... I choć czasami jest cicho, drzwi zamknięte, to wracam:))
Pozdrawiam ciepło i serdecznie w nowym roku!
Tomaszowa
Jak miło.. Dziękuję, że wracasz. Tym razem postaram się nie zawieść 🖤
UsuńPrzyjmij Monia, że ten rok ma być dobry i już, również na blogu. W dobie wszechobecych smartfonów, które w szybki sposób chwytają nasze jeszcze szybsze życie, blogowanie to wyzwanie, ale trwalej łączące ludzi. Chętnie czytuję blogi, oglądam zdjęcia i komentuję. Nadal dużo się z nich uczę, dowiaduję, choć sama też wyhamowałam, ale bardziej dlatego, że sporo ostatnio zmian w moim życiu.
OdpowiedzUsuńI mam żelazne postanowienie trwać w tym blogowisku, bo to super sprawa.
Dobrego roku Monia.
Reniu właśnie tak zrobię, kupę lat minęło od naszych początków, ale to miejsce darzę naprawdę wielkim sentymentem. Zasłaniam się brakiem czasu i dostatecznie mądrych treści, ale mąż mi ostatnio uświadomił, że siłą tego bloga było zwykłe życie i może właśnie do tego warto by wrócić.. Ściskam Cię mocno w Nowym Roku !
UsuńMoniu przykro mi, ze takie chorobowe zawirowania u Was. Mam nadzieję, ze Nowy Rok przyniesie Wam dużo dobrego. Powyższe wszystkim radości. Blogowanie to wspaniała sprawa, choć czasem człowiek się zniechęca. Życzę Tobie i sobie również wytrwałości i ciepło pozdrawiam Was!
OdpowiedzUsuńTo prawda.. Blogowanie to jednak dłuższa chwila, którą ciężko czasami wygospodarować, jednak wartość znacznie większa, co sobie ostatnio uświadomiłam :) Ściskam Cię mocno Izuś !
UsuńOj chorobowe zawirowania są najgorsze.
Usuń